Jak to mówią – do trzech razy sztuka!
Adrian Okła i jego podwodny przyjaciel.
Chciałbym przybliżyć Wam historię pewnej ryby, która zamieszkuje niedużą podwarszawską gliniankę. Moje pierwsze z nią spotkanie miało miejsce w 2014 roku gdy po raz pierwszy usiadłem nad jej brzegiem aby spędzić 3 nocki i niejako zrobić rekonesans co w niej tak naprawdę pływa. Już pierwszej nocy położyłem na macie dwie ryby do 10kg co dobrze rokowało w perspektywie dalszej zasiadki. Rankiem przed godziną 9 zrywa mnie z łóżka potężna rola i wpakowując go do podbieraka widzę go po raz pierwszy – piękny stary lustrzeń mówię sobie w myślach. Waga pokazuje 17,8kg czyli grubo powyżej mojego ówczesnego PB co sprawia, że cieszę się jak dziecko. Po południu odwiedzają mnie nad wodą miejscowi karpiarze mieszkający nieopodal glinianki, którzy po obejrzeniu zdjęć są pewni, że to karp o imieniu Pasibrzuch – największy mieszkaniec tego niewielkiego zbiornika
Drugie spotkanie miało miejsce rok później w lipcu 2015 roku kiedy rankiem zestaw z popkiem Quench na multi-rigu położony 4-5m od platformy na której miałem rozbity namiot pięknie zapina Pasibrzucha w dolną wargę a po ciężkim i dość siłowym holu razem z dużą kępą moczarki stary znajomy wchodzi potulnie do podbieraka. Od razu go poznaję i dzwonię do kolegi Tomka, który za chwilę jest za moimi plecami. Ważymy wspólnie rybę a wskazówka zatrzymuje się na 17,1kg. Widać, że Pasibrzuch jeszcze nie odzyskał pełnej kondycji po tarle i brakuje mu nieco „brzuszka”. Wiem jednak, że jest to przyszłościowa ryba i w niedługim czasie powinna dobić do magicznych 20kg. W tym miejscu chciałbym podziękować Tomkowi za świetne zdjęcia. Z resztą oceńcie sami.
Później przez dwa lata zaniedbałem trochę ową gliniankę i bywałem na niej bardzo rzadko lub wcale. Jednak jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi abym „przeprosił” się z tą wodą i ponownie usiadł nad jej brzegami. Wygospodarowałem dwie nocki i pojechałem myśląc sobie czy nadal mój stary znajomy tam pływa i ciągle lubi sobie podjeść jak na Pasibrzucha przystało. Miejsca położenia zestawów wybieram automatycznie mając doświadczenie z wcześniejszych lat. Kilka garści Club Mixa i po dwie garści „tajgerków” zalanych coca-colą lądują na każdy z zestawów. Na włos oczywiście Club Mix podwieszony orzeszkiem i mała pv-ka z pelletem Quench. Pierwsza nocka mija bez pika ale nie panikuję i nie przewożę zestawów, gdyż jestem pewny że dobrze leżą. Drugiego ranka w zasadzie tuż przed pakowaniem się potężne branie na prawym kiju. Podnoszę wędzisko i czuję pulsujący ciężar prący co raz do dna. Dopiero po około 15-20 minutach holu pierwszy raz widzę rybę jakiś metr pod powierzchnią i już wiem że to on – Pasibrzuch! Z czasem zrywy i odjazdy stają się coraz krótsze i pewnie wprowadzam go do podbieraka. Witaj kolego – mówię do siebie. Wyjmując rybę z podbieraka wydaje mi się widocznie większy niż przed ostatnim razem. Po wytarowaniu slinga waga to potwierdza przekraczając granicę 20kg o 200g! Ryba majestatycznie odpływa stając na chwilę w gęstwinie przybrzeżnego zielska jakby chciała się jeszcze raz odwrócić do mnie i pożegnać. Czy się jeszcze spotkamy? Nie wiem… ale na pewno będę się starał aby do czwartego spotkania z Pasibrzuchem doszło.
Na koniec ciekawostka – ryba ta została przeze mnie złowiona w różnych miesiącach, na różne przynęty i w zupełnie innych miejscach glinianki jednak za każdym razem miało to miejsce w godzinach 8:30 – 9:00. Za każdym razem gdy wrócę nad tą wodę będzie to dla mnie magiczne pół godziny pełne nadziei na jeszcze jeden „strzał”.
Przejdź do strony głównej Wróć do kategorii SOLAR CARP ARMY