TRZY RAZY, CZY TO MOŻLIWE ?
Na wstępie zaznaczę , że nie będzie to opowieść erotyczna, a wędkarska. Duże zawody karpiowe niosą z sobą ogromny ładunek emocji, stresu, ekstremalnych sytuacji. Za każdym razem jednak największe przeżycia związane są z losowaniem.
Nie będę chyba oryginalny, jak powiem, że właśnie losowanie decyduje o tym, jak będą wyglądały kolejne dni nad wodą, jaka będzie atmosfera, o co w końcu będzie się walczyć. O zwycięstwo w generalce, o sektor, o honor, czy może o przetrwanie.
Trochę tych emocji i wspomnień nazbierało się w moim karpiowym bagażu , więc na gorąco po powrocie z WCC17 postanowiłem się z Wami nimi podzielić.
Przed każdymi zawodami podczas przygotowań analizujemy sytuację, jakie stanowiska byłyby dla nas dobre, jaka będzie pogoda, czy poziom wody jest stabilny, jakie rybki były ostatnio łowione, jakie wyniki były w poprzednich edycjach. Po zebraniu wszystkich informacji powstaje mapa stanowisk, tych pożądanych, tych chcianych, tych niechcianych i w końcu tych, po wylosowaniu których można jechać do domu. Taki sposób przygotowań został mi z czasów, kiedy losowania na WCC odbywały się metodą z możliwością odrzucenia pierwszego losu. Wówczas takie analizy były wręcz niezbędne, żeby można było świadomie podjąć decyzję – biorę, czy odrzucam.
Jest jeszcze losowanie kolejności losowania głównego, które odbywa się przy rejestracji.
Z zasad rachunku prawdopodobieństwa wynika, że taki sposób losowania nie wpływa na prawdopodobieństwo wylosowania konkretnego numeru stanowiska, jednak dla mnie lepiej jest losować stanowisko na początku, ponieważ stres oczekiwania na swoją kolej trwa krócej i to, że twoje najlepsze stanowiska już ktoś wylosował jest mniej prawdopodobne.
Na wstępie wspomniałem, że w zależności od tego co się wylosuje, mogą być postawione różne cele. Od czterech lat indywidualne występy na WCC łączymy z występami w teamach. Nasz team jest praktycznie niezmienny. To Carp'R'Us Team. Tworzymy go wraz z naszymi czeskimi partnerami, więc mamy jeszcze dodatkową płaszczyznę rywalizacji – WCC TEAM Competition.
W zawodach, gdzie bierze udział sto, lub więcej drużyn trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, żeby wylosować stanowisko ze swojej top listy. Można mieć jednak i dużo pecha, losując tzw czarnego luda.
Podam Wam teraz dwa przykłady z poprzednich edycji, na których dokładnie widać, jak działa los szczęścia. Na WCC14 Bolsena mieliśmy przygotowaną listę TOP5. Były na niej stanowiska zwycięskie z dwóch poprzednich edycji, oraz drugie i trzecie miejsce z poprzedniego roku. My wylosowaliśmy stanowisko, które zajęło trzecie miejsce rok wcześniej. Czyli mieliśmy duuużo szczęścia. Jednak czy ktoś wziąłby to miejsce w ciemno, gdyby mógł wybierać bez losowania ? Odpowiedź brzmi NIE. Bowiem, żeby z takiego miejsca wygrać generalkę, potrzeba jeszcze zbiegu wielu innych okoliczności. Jednak wylosowanie takiego topu ma wpływ na nastroje startujących, tworzy dobrą aurę, która pozwala przesuwać góry. I nam Pozwoliła je przesunąć.
Słabo jednak wyglądała mina Karela i Jana, naszych kolegów z teamu Carp'R'Us. Wylosowali bowiem miejską plażę po naszej lewej ręce, gdzie w poprzednich edycjach łowiono niewiele, albo zupełnie nic. Ich priorytety i nastawienie były więc zupełnie inne.
Efekt pracy naszych teamów, to pierwsze drużynowe zwycięstwo w WCC Team Competition. Nasz wynik indywidualny pozwolił na walkę o to zwycięstwo, jednak bez ryby złowionej przez Karela nie było ty tego sukcesu. Podsumowując, priorytety zmieniały się w obu teamach przez całe zawody.
Drugi przykład, to losowanie na WCC16 Nowomłyńska. Była to zupełnie nieznana nam woda. Natomiast nasi czescy partnerzy z teamu znali ją doskonale. Podobnie, jak na Bolsenie mieliśmy naszą listę typów. Były tam trzy czarne punkty. Czeski team losował wcześniej i po minie Karela widziałem, że jest źle. Wylosowali bowiem według nich fatalne miejsce, które nazwali RURA. My podeszliśmy do losowania bardzo źle nastawieni i wylosowaliśmy co ? JEDNO Z NASZYCH CZARNYCH MIEJSC! Pora więc wracać do domu pomyśleliśmy. Wyglądało na to, ze było to najbardziej fatalne losowanie naszego teamu Carp'R'Us. Jednak pojawiły się informacje, że stanowiska zostały trochę poprzesuwane w porównaniu z mapą i dopiero rano po przyjeździe na miejsce okazało się, że Team Nikla jest ok dwieście metrów w prawo od RURY, czyli naprzeciw wyciętego przed zalaniem lasu, a my? My przy RURZE ! Czyli nie na czarnym, niechcianym, a w miejscu, które Karel uważał też za fatalne. Taki los. Jednak dzięki wspaniałemu wynikowi czeskiego Teamu Carp'R'us oraz kilku naszym rybkom drugi raz wygraliśmy klasyfikację drużynową WCC Team Competition.
Muszę tu zaznaczyć, że do tej pory nikt nie zrobił tego dwukrotnie. I tym razem priorytety zmieniały się podczas trwania zawodów. Od chęci powrotu do domu, poprzez walkę o drużynówkę, po zwycięstwo.
Gra nastrojów, skoki adrenaliny, samozaparcie żeby to wytrzymać, to wszystko było podczas jednej, jak i drugiej imprezy.
Jednak to, co spotkało nas podczas WCC17 Madine, pobiło chyba wszystko. Jechaliśmy jak zwykle przygotowani, jednak tylko z mapą chcianych i bardzo chcianych stanowisk. Te niechciane postanowiliśmy zlekceważyć. Naszym topem było między innymi 51. To miejsce, które zawsze łowiło, w poprzedniej edycji było trzecie i dzięki kontrowersjom, co do odległości wywózki pierwszych dwóch drużyn dawało nadzieję na zwycięstwo. Dla mnie, jako byłego gitarzysty TSA miało i inny podtekst. Do losowania posyłamy Bartka, ja z Krisem nawet nie wchodzimy na scenę, tylko siadamy na schodach. Nie patrzymy tam, tylko słuchamy. Ross mówi : pięćdziesiąt …... , i nie dodaje niestety …..jeden.
Losujemy 50, czyli tuż obok. To bardzo dobry wybór, pomyślałem. Może z lewej nie będzie jakiejś mocnej drużyny i powalczymy. Drugi nasz team Carp'R'Us wylosował natomiast środek dużej wyspy od strony, gdzie łowiło się do tej pory mało i małe. Więc ich nastroje były takie sobie. Życie, jak to na WCC często bywa miało swój scenariusz na te zawody. Ale po kolei.
Przyjechaliśmy na nasze stanowisko i pierwsze, co nam się rzuciło w oczy, to obniżony stan wody. Brakowało tak ok 50 cm. To wzbudziło naszą niepewność.
Stanowisko 51 wylosowali miejscowi, ale ważniejsze było to, że ich stanowisko było wycięte w prawo, w przeciwieństwie do pozostałych czterech, które patrzyły w lewo. Po wypłynięciu na wodę okazało się, że Francuzi chcą łowić na bojce drużyny nr48 , bo z ich stanowiska wygląda to na środek wody. Nie wspomnę, że przecięliby stanowisko nasze i sąsiednich Włochów. Było to dla nas niezrozumiałe, mieli przecież po lewej całą wielką zatokę. Zgłosiliśmy więc problem sędziemu. Dopiero ok godziny 19 przyjechał organizator z sędzią głównym i ku naszemu całkowitemu zdziwieniu nie przesunął Francuzów w lewo, a tylko zawęził nasze stanowisko. Tak więc zostało nam ok 60 metrów przeciwległego brzegu w odległości ok 200 metrów od nas. Przy brzegu ok 60 cm głębokości, reszta, to zarośla i max 1,4-1,7 metra. Najgłębsze miejsce miało 2 metry. To jakiś żart pomyślałem. Naszą pierwszą myślą było – jedziemy do domu. Był wieczór, organizator kompletnie nas olał, nie mamy praktycznie gdzie postawić zestawów. Na siłę wywieźliśmy dwie wędki. Jedna na wodzie 60 cm !!! druga jak to się mówi – byle jak i byle gdzie. Pozostałe podpierały namiot. Piękne rozpoczęcie zawodów, pomyślałem. Rano wypłynęliśmy na rekonesans, bo tacy twardziele, jak my nigdy się nie poddają i postawiliśmy trzecią wędkę. Niestety na czwartą nie było już żadnego godnego uwagi miejsca. Dokleiliśmy ją więc do tej, która stała na w miarę dużym placu. Uwierzcie mi, nie było nam wcale do śmiechu. Po kostki w błocie, tak wyglądała nasza droga z namiotów do wędek.
Nasz drugi team miał trochę lepszą sytuację, jeśli chodzi o ilość i głębokość wody do obłowienia. I na szczęście znaleźli coś, co otworzyło im worek z braniami. Co ciekawe, pracowała im tylko jedna wędka, ale za to jak !
Nam szczęście nie sprzyjało, w nocy dwie wzdręgi i leszcz demolują nam trzy wędki, a o świcie zrywa się prawdziwy huragan i organizator ogłasza zakaz wypływania.
Piękna perspektywa, pomyślałem, kolejna doba bez wędek w wodzie nie była budująca. Wiatr naprawdę zrobił zamieszanie , kilka zespołów straciło namioty, kilka pojechało do domu, ale najciekawsze, że pojawiły się ryby w miejscach, które były postrzegane, jako słabe. I tak właśnie Karel z kolegami łowiąc praktycznie na jedną wędkę objął prowadzenie w generalce. To otworzyło nam nowy front walki. Mieliśmy bowiem szansę po raz trzeci wygrać drużynówkę. Trzeba było tylko zacząć łowić !
Mobilizacja, mobilizacja i jeszcze raz mobilizacja. Z nowym nastawieniem wypłynęliśmy na wodę, pomimo ulewy, która rozpętała się nad głowami i trwać miała przez kolejne dwie doby. Nocne branie i udany hol dał nam jakąś iskierkę nadziei na poprawę, ale niestety karpik był mały i jak się później okazało nie miał kolegów.
Przed ostatnią nocą sytuacja wyglądała dość dobrze, ponieważ nasi Czesi prowadzili w generalce i w drużynówkach nasza przewaga nad drugim teamem była znaczna. Jakiś jednak niesmak wkradał się w nasze myśli. Czuliśmy się, jakby przejechał po nas walec, co ja mówię, sto walców. Mieliśmy wielkie ambicje, a mamy jakąś małą, nic nie znaczącą rybkę i wielkiego moralnego kaca. Jednak rano, to co usłyszeliśmy i zobaczyliśmy na FB wprawiło nas w konsternację. „Nasz” Karel może nie być nawet na pudle, a nasze drużynowe prowadzenie wisi na włosku, bowiem drużyna będąca na drugim miejscu doławia przed końcem dużą rybę.
Na szczęście dla teamu Carp'R'Us trochę jej zabrakło, więc dowozimy do końca naszą przewagę, choć zostało z niej tylko 1,9 kg!!!. I tu nastąpił kolejny zwrot nastroju, okazało się bowiem, że nasza mała rybka pozwoliła nam wygrać po raz trzeci drużynowe mistrzostwo WCC.
Nie dość, że tylko my zrobiliśmy to dwukrotnie, to jeszcze dorzucamy trzeci tytuł. To naprawdę niewiarygodne, jak wiele zwrotów akcji, nieprawdopodobnych sytuacji spadło nam na głowę, a mimo to wytrwaliśmy do końca, a los wynagrodził nam to tym wspaniałym trofeum.
Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się przedstawić Wam atmosferę, jaka towarzyszy nam przy takich zawodach. Można to pokochać, można to znienawidzić, ale jedno jest pewne : TRZEBA TAM BYĆ!! Nieobecni głosu nie mają.
Na koniec wielkie podziękowania dla naszego Teamu !
Kris Charmuszko, Bartek Król, Karel Nikl, Jan Dadak, Jakub Kumszta.
Panowie Szacun, szacun, szacun.
Wielkie dzięki za walkę i – ZRÓBMY TO ZA ROK PO RAZ CZWARTY
Carp'R'Us team jest najlepszy na świecie teraz i na wieki wieków …............................
WE ARE THE WCC TEAM COMPETITION CHAMPIONS #3
Przejdź do strony głównej Wróć do kategorii ARTYKUŁY